środa, 27 marca 2013

Nowoczesna ferma indyka


Ojczyzną indyków jest Ameryka. Tam je udomowiono około 1000 lat temu. Do Europy, 
a dokładniej do Hiszpanii, trafiły dopiero w XVI wieku, po wyprawach Krzysztofa Kolumba. Kolumb przypływając do brzegów Ameryki był przekonany, że przypływa do Indii. 
Być może właśnie dlatego w języku polskim, ten amerykański ptak nazywa się adekwatnie do tego wydarzenia – indykiem.



Ferma drobiu w Lipowcu, w gminie Kurzętnik istnieje od 1981 roku. Wtedy to pan Wojciech Mączkowski kupił pierwszy kurnik o powierzchni 420m2. Początkowo wstawiał brojlery. W roku 1995 wraz z podjęciem współpracy z firmą Indykpol z Olsztyna,  rozpoczął produkcję indyków. Hodowca, mimo długoletniego doświadczenia w tej branży, pragnie nadal rozwijać i udoskonalać ten kierunek produkcji.  - Wojciech Mączkowski jest osobą kreatywną i przedsiębiorczą, jego głowa jest pełna pomysłów. Nie boi się nowych wyzwań. 


W 1981 roku pan Wojciech Mączkowski,  z zawodu elektryk,  kupił pierwszy kurnik. Przez lata udoskonalał konstrukcję starych obiektów  i budował  nowe kurniki. Obecnie jest właścicielem dwóch ferm:  
w Lipowcu, gdzie budynki inwentarskie zajmują łączną powierzchnię 8 tys. m2 oraz w pobliskim Kantowie – z łączną powierzchnią budynków inwentarskich wynoszącą 10 tys. m2.  – Pierwsze wstawienie piskląt indyczych miało miejsce w 1995 roku. Wtedy prowadziłem hodowlę indyczki i indyka, tzw.  mix, pół na pół. Obecnie są to przede wszystkim indyki. To trudne ptaki w produkcji.  Naszym głównym założeniem jest stały i dynamiczny rozwój, przy wykorzystaniu najnowszych technologii z zakresu genetyki i produkcji. Podczas cyklu produkcyjnego bierzemy pod uwagę spożycie paszy, zdrowotność i wagę normatywną – mówi pan Wojciech.



W Lipowcu, gdzie mieści się główna siedziba firmy, w 2007 roku powstała bardzo nowoczesna wytwórnia pasz z ośmioma elewatorami, 
z elektronicznym dozowaniem surowców.  

 W 1998 pan Wojciech kupił fermę w Kantowie. Od tego czasu pracuje w ustalonym, niezmiennym systemie. - Do wychowalni wstawiamy co sześć i pół tygodnia 16 tys. jednodniowych piskląt indorów, wraz z około 3 tys. indyczek. Po czterech tygodniach ptaki  przenosimy do  kurnika o powierzchni 5 tys.m2. Tam ptaki przebywają już do końca tuczu. Po upływie kolejnych sześciu tygodni wstawiamy nową partię indyków do wychowalni. Do grupy indyków dokładamy indyczki głównie ze względów ekonomicznych. Wśród indorów jest wiele selektów, łamią skrzydła, nie osiągają odpowiedniej wagi. Około 15-16 tyg. życia wybiera się ze stada indyczki oraz selekty. Indory trzymamy około 22 tygodni, w tym czasie pochłaniają ogromne ilości paszy. Zawsze mamy dwie grupy wiekowe. Robimy osiem cykli produkcyjnych na rok, tzw. rzutów. Obecnie prowadzimy 88 cykl od momentu rozpoczęcia naszej produkcji. Najprościej można ująć: co sześć tygodni wstawienie, co cztery przenoszenie. Pozostają nam dwa tygodnie na przeprowadzenie dezynfekcji. Harmonogram produkcji ustalamy z rocznym wyprzedzeniem z wylęgarnią i ubojnią – relacjonuje hodowca. Pan Mączkowski nie jest związany z jednym dostawcą piskląt. Uważa, że jakość piskląt dostępnych na rynku jest bardzo wyrównana i wiąże się jedynie z poziomem selekcji dokonywanych w wylęgarniach. Podobnie sprawy się mają w przypadku wyboru ubojni.

Wysoki poziom produkcji



Sukces i osiąganie zysków z chowu indyków uwarunkowane są dobrze zaplanowanym systemem ich utrzymania, uwzględniającym wszystkie elementy cyklu produkcyjnego, przygotowanie pomieszczeń, sprawną obsługę stad i zabiegi profilaktyczne. Jednak nic tak nie wpływa na zdrowie, jak prawidłowe żywienie. Szczególnie ważne dla osiągnięcia pożądanych efektów hodowlanych jest stosowanie zbilansowanych programów żywieniowych w pierwszych dniach życia ptaków. Indyki w kurniku mają stały dostęp do wody oraz paszy. Woda podawana ptakom zapewnia prawidłowe funkcjonowanie organizmu, natomiast odpowiednie systemy pojenia zapobiegają zapychaniu się poideł i tworzeniu tzw. biofiltrów, niebezpiecznych dla zdrowia ptaków i negatywnie wpływających na eksploatację urządzeń rozprowadzających wodę. 


Pasza to najważniejszy element w całym łańcuchu produkcyjnym. W obliczu wysokich cen surowców zbożowych oraz niezadowalających cen skupu żywca wytwórnie pasz oferują produkty, które nie są w stanie zapewnić przyrostów oraz współczynnika wykorzystania paszy, jakie zostały określone w normach. To problem, z którym spotyka się dzisiaj wielu hodowców w Polsce. W przypadku fermy należącej do pana Mączkowskiego nie ma to znaczenia, gdyż ma swoją własną wytwórnię pasz. Mieszanki przygotowywane są dokładnie pod potrzeby odchowywanych ptaków i nie ma mowy o oszczędnościach w tym zakresie. Na początku cyklu, praktycznie co dwa tygodnie, zmieniana jest receptura. Ustalane dawki żywieniowe dla ptaków należy dodać do paszy, aby była dobrze zbilansowana. Na przykład u ptaków rasy Hybrid Converter używamy ośmiu pasz w różnym przedziale wagowym Prowadzimy w hodowli kilka ras , w tym: Hybrid XL, wspomniany już Hybrid Converter, Big 7, Big 6. Każda rasa potrzebuje innego zbilansowania dawek pokarmowych – mówi pan Wojciech Mączkowski. 
Samo żywienie to nie wszystko. Bardzo istotne są zalecenia dotyczące oświetlenia, temperatury pomieszczeń, wentylacji. Kurniki pana Mączkowskiego to dobrze zaprojektowane budynki, o dużej  kubaturze z wysokością 6 m w kalenicy, zabezpieczone pianką poliuretanową. Betonowe posadzki w kurnikach są wyłożone suchą ściółką, którą stanowi wysokowartościowa słoma. Zapewnienie suchego podłoża to element profilaktyki schorzeń układu oddechowego. Na dobrą jakość ściółki ma wpływ jakość słomy oraz doskonała wentylacja.

 

Zmiany receptur spowodowane są także wymaganiami pokarmowymi danej rasy.   - Około 80% hodowców kupuje pasze pełnoporcjowe. Są jednak diamenty jak pan Wojtek, którzy sami mogą zrobić paszę. Tutaj jest widoczny na każdym kroku profesjonalizm. - Gdy chcemy podnieść poziom metioniny o 0.01% , to robimy to bez żadnego problemu. Bazujemy na premiksie 1%, do którego dołączamy lizynę, metioninę, treoninę, tryptofan, fosforan, kredę, kwaśny węglan, sól. Pasze stosowane na fermach w Lipowcu i Kantowie są sypkie. Wszystkie aminokwasy i makroelementy dozujemy indywidualnie z racji dużych rozbieżności w zaleceniach, co do rasy - mówi właściciel.
Ród indyczy to arystokracja wśród ptaków hodowlanych. Jedzą powoli z przerwami, mało ale za to często, doskonałej jakości pasze. Ze względu na bardzo szybki metabolizm i bardzo szybkie tempo wzrostu wymagają przede wszystkim pełnowartościowego białka. Ciekawostką jest to, że u ptaków w wolu może zachodzić nawet trawienie białek i tłuszczów pod wpływem enzymów, które pochodzą z żołądka gruczołowego a nawet dwunastnicy.


Choroby nóg u indyków to przyczyny ogromnych strat ekonomicznych. Aby temu zapobiec, w intensywnym odchowie od pierwszego dnia życia należy zapewnić pisklętom możliwość ruchu. Do ruchu pobudza je różnica temperatur pod kwoką i w kurniku. Chorobom nóg u indyków sprzyja brak światła słonecznego, natłuszczanie pasz, zbyt duży udział kukurydzy i soi, brak włókna w paszy, witaminy D3 i witamin z grupy B, nadmiar witaminy A oraz mokra brudna ściółka. Na podeszwach skoków tworzą się otwarte rany,  powodując zakażenie całego organizmu i pogorszenie jakości mięsa.
- Mieliśmy problem z koronawirusami – cichymi mordercami ferm indyczych. Na szczęście mamy bardzo dobrego lekarza weterynarii, który dba o nasze indyki. W odpowiednim momencie wykluczył te wirusy z naszej hodowli - stwierdził pan Mączkowski.


W odróżnieniu od kur w życiu indyków występują tzw. okresy krytyczne, które wymagają specjalnego żywienia i pielęgnacji. Pierwszy okres występuje już w pierwszych tygodniach życia, to brak łaknienia. Prawdopodobną przyczyną tego jest wyższe - bardziej zasadowe - niż u kur pH przewodu pokarmowego. Nasila się to wtedy kiedy pisklęta są bardzo sterylne i nie może namnożyć im się w przewodzie pokarmowym właściwa flora bakteryjna. Czystość jest konieczna, ale sterylność jest zabójcza. W przyrodzie bowiem nie ma miejsc wolnych od mikroorganizmów. Jeśli nie będzie właściwych bakterii fermentujących pojawią się bakterie chorobotwórcze albo grzyby. Drugi okres to koralenie, które następuje między 5 a 9 tygodniem życia. W tym czasie ptaki prawdopodobnie gorączkują. Są bardzo wrażliwe na przeziębienie, choroby układu oddechowego i pokarmowego. Trzeci okres to okres gwałtownego wzrostu indorów w 17-18-19 tygodniu życia. Jest to okres, kiedy układ krążenia i układ oddechowy nie nadąża za bardzo szybkim tempem wzrostu. Upadki ptaków w tym okresie powodują ogromne straty bowiem padają najpiękniejsze, najbardziej żarłoczne okazy.  – Innym problemem z jakim borykają się fermy to promocja mięsa indyczego – ciągle spożywamy go zbyt mało w stosunku do produkowanej ilości. W różnych krajach unijnych jest różna kultura spożywania mięsa indyczego. Wszystko wskazuje na to, że na rynku polskim jest jeszcze dużo miejsca, by tego mięsa można było więcej produkować. W tym roku w związku z wysokimi wstawieniami, zaistniał problem z handlem mięsem indyczym – ubolewa nad tym faktem pan Wojciech.



Właściciele fermy dążą do samowystarczalności, chcą uruchomić własną ubojnię, w której także będzie prowadzony ubój selektów (zabite w odpowiednim czasie dają pełnowartościowe mięso). Taki kierunek jest bardzo logiczny w przypadku ferm wielkotowarowych. Wtedy hodowca staje się przysłowiowym okrętem dla samego siebie. Może mieć wpływ na zdrowotność stada, może mieć wpływ na pasze jakie są podawane. -  Nie mamy niestety wpływu na finanse. Z ceną nie możemy walczyć. Cały czas szukamy złotego środka, by mieć na to wpływ. Cena jaką otrzymuje hodowca nie ma żadnego odzwierciedlenia z ceną mięsa na półce – dodaje pan Mączkowski.
Na pytanie, co jest najważniejsze w drodze do osiągnięcia sukcesu, pan Wojtek bez zastanowienia odpowiada: praca, praca, praca i wytrwałość.









piątek, 22 marca 2013

Praca, która stała się pasją





Nie trzeba przekonywać nikogo do tego, że Polsce generalnie potrzeba jak najwięcej ludzi wykształconych. Potrzeba ich także polskiemu rolnictwu, dzięki nim bowiem polska wieś staje się coraz bardziej nowoczesna. Pan Arkadiusz Legucki wraz z bratem i ojcem stworzyli grupę producencką.  Swoją wiedzę czerpią z wieloletniego doświadczenia. Zajmują się produkcją borówki amerykańskiej na terenie gminy Błędów w województwie mazowieckim. 

Leguccy zajęli się produkcją borówki amerykańskiej, działają w tej branży od 10 lat, obecnie na areale 50 ha, z czego 4 ha w tunelach, pod gołym niebem ok 35 ha krzewinek. Jak większość rolników są  całkowicie uzależnieni od pogody. Sezon na borówkę amerykańską, która nadal jest mało znana w Polsce, zaczyna się w czerwcu, kończy we wrześniu. Co ciekawe Polska jest największym producentem borówki amerykańskiej w Europie. 80% borówki z Europy jest eksportowana do Anglii.   

- Borówka amerykańska jest trudną produkcją i choć zajmujemy się tym od lat cały czas zdobywamy nowe doświadczenia. Człowiek uczy się na własnych błędach. Od momentu sadzonki do owocowania mija pięć lat, co roku trzeba przycinać rośliny, to jest również bardzo kosztowne. Stosujemy naturalne zapylanie roślin przy użyciu trzmieli. Uważam, że jest to wiodąca metoda w stosunku do metod alternatywnych, np. chemicznych. Pełne zapylenie powoduje wzrost plonu, polepsza jakość owoców, zwiększa w nich zawartość cukru i witamin. Trzmiele pracują w niższych temperaturach niż pszczoły, loty odbywają nawet w wietrzne i deszczowe dni. Z powodzeniem również dają sobie radę w szklarniach. Prowadzenie produkcji jest tajemnicą handlową każdego hodowcy borówki. Każdy wypracowuje swój własny system gospodarowania – mówi pan Arkadiusz Legucki. Owoce są zbierane ręcznie, natomiast opryskiwanie, koszenie trawy między rzędami odbywa się przy pomocy ciągnika Quantum 65V marki Case IH.



– W naszym przypadku traktor był w jakimś stopniu zrefundowany ze środków unijnych, co pozwoliło na dalszy rozwój gospodarstwa. Brałem pod uwagę różne marki ciągników jednak do Case IH przekonało mnie bogate wyposażenie i oszczędna jednostka napędowa. Quantum 65V jest wąskim ciągnikiem, tak bardzo przydatnym do jazdy w tunelach, jest niezawodny, łatwy w obsłudze, ma wystarczający zapas mocy, dzięki czemu nie musi pracować na sto procent możliwości. Poza tym dla mnie przede wszystkim liczy się jakość, dlatego wychodzę z założenia, że lepiej zapłacić więcej za sprzęt, który będzie dłużej służył – wyjaśnia rolnik.

W dobrych rękach

W gospodarstwie państwa Leguckich pierwszym ciągnikiem marki Case IH był model JX1070N o mocy 53kW/72KM. Kolejny reprezentant tej marki – Quantum 65V, grający pierwsze skrzypce w parku maszynowym, dotarł półtora roku temu. Całkowita szerokość 1 m i niewielki promień skrętu zapewniają doskonałe właściwości manewrowe, zwłaszcza w wąskich alejkach. Ta wysoce wydajna maszyna łączy w sobie najlepsze zalety kompaktowego ciągnika uniwersalnego z zaawansowanymi rozwiązaniami technologicznymi. – Oba ciągniki serwisujemy w firmie Piomar, z którą współpracujemy od sześciu lat. Osobiście jestem bardzo zadowolony z obsługi serwisu. Ostatnio miałem problem z elektroniką, panowie z serwisu przyjechali na miejsce, wystarczyło podpięcie komputera, bardzo szybko zdiagnozowali usterkę i ją usunęli. Do Quantum 65V wsiada się i się jedzie - po prostu. Uważam, że ciągniki marki Case IH są niezawodne, są warte swojej ceny. Sprzęt jest bardzo łatwy w obsłudze. Obniża koszty w naszym gospodarstwie, co ważniejsze, zyskujemy na czasie, wtedy praca pozwala na hobby - gram na gitarze, jeżdżę na nartach, aktywnie spędzam z rodziną wolny czas – śmieje się pan Arek. 

Modele dedykowane gospodarstwom owocowym, warzywnym oraz sadowniczym zapewniają komfortowe i ergonomiczne warunki pracy. Kompaktowa konstrukcja umożliwia manewrowanie. Łatwy dostęp, wygodny fotel kierowcy, dobra widoczność oraz logicznie rozmieszczone elementy sterujące zapewniają rolnikowi optymalny komfort. Dzięki niskiej kabinie można bez problemu poruszać się także w tunelach. Kabina jest wyposażona w wydajny system wentylacji, który zapewnia o 20% wyższą wydajność nawiewu, w związku z czym w kabinie może zostać wygenerowane większe nadciśnienie, zapobiegając przedostawaniu się szkodliwych chemikaliów do wnętrza kabiny. Wewnętrzne i zewnętrzne filtry usuwają cząsteczki kurzu, a dostępne opcjonalnie filtry węglowe zapewniają kierowcom tych ciągników dodatkową ochronę, jakże ważną podczas oprysków. Przekładnia z biegami pełzającymi zapewnia prędkości poniżej 300 m/h przy prędkości znamionowej do 40 km/h dostarczając w ten sposób optymalny stosunek przełożeń dla każdej pracy.

Plany na przyszłość

Rozwój gospodarstwa państwa Leguckich trwa ustawicznie. Do prac aktywnie włącza się żona pana Arka, która zamieniła chętnie miasto na wieś. W najbliższej przyszłości  planują wprowadzić przetwórstwo owoców: dżemy, soki, mrożonki, suszone owoce, kandyzowane. - W drodze do osiągnięcia sukcesu bardzo ważna jest cierpliwość i dążenie do celu, nie można bać się ryzykować – podkreśla pan Arkadiusz.  - Planuję również założyć hodowlę koni. Kolejne maszyny w naszym gospodarstwie z pewnością również będą czerwone. Ja zostanę przy Case IH. Uważam, że to bardzo dobry sprzęt – kwituje pan Legucki.

- Brałem pod uwagę różne marki ciągników jednak do Case IH przekonało mnie bogate wyposażenie i oszczędna jednostka napędowa. Quantum 65V jest wąskim ciągnikiem, tak bardzo przydatnym do jazdy w tunelach, jest niezawodny, łatwy w obsłudze, ma wystarczający zapas mocy, dzięki czemu nie musi pracować na sto procent możliwości. Poza tym dla mnie przede wszystkim liczy się jakość, dlatego wychodzę z założenia, że lepiej zapłacić więcej za sprzęt, który będzie dłużej służył. Całkowita szerokość 1 m i niewielki promień skrętu zapewniają doskonałe właściwości manewrowe, zwłaszcza w wąskich alejkach. Ta wysoce wydajna maszyna łączy w sobie najlepsze zalety kompaktowego ciągnika uniwersalnego z zaawansowanymi rozwiązaniami technologicznymi. Uważam, że ciągniki marki Case IH są niezawodne, są warte swojej ceny. Sprzęt jest bardzo łatwy w obsłudze. Obniża koszty w naszym gospodarstwie, co ważniejsze, zyskujemy na czasie.

wtorek, 12 marca 2013

Ekologiczny sposób na życie




Czesław Lang - słynny kolarz, organizator Tour de Pologne oraz rolnik z zamiłowania do kaszubskiej ziemi ma mnóstwo pomysłów na życie, nie tracąc żadnego dnia.
 

Tak to się zaczęło…

- Moje gospodarstwo powstało, można powiedzieć przypadkowo. Przez długie lata uprawiałem sport. Urodziłem się w Kołczygłowach, liceum ogólnokształcące skończyłem w Bytowie. Po szkole wyjechałem do Warszawy na studia w Akademii Wychowania Fizycznego. Później podpisałem kontrakt zawodowy i wyjechałem na 15 lat do Włoch. Swoje życie koncentrowałem na sporcie i podróżach między Włochami a Polską. Wówczas nie myślałem o powrocie na wieś. Po latach, przy okazji Tour de Pologne, trafiłem na przetarg, który odbywał się w Słupsku. Dotyczył gospodarstwa w Barnowie, gdzie gospodarował mój ojciec, jako dyrektor Państwowych Gospodarstw Rolnych. Kupiłem tę ziemię wraz z dworkiem w stanie ruiny, który przez lata restaurowałem, ze względu na sentyment. Starałem się wiernie odwzorować dawne klimaty dworku. Tutaj znajduję wspaniały kontakt z przyrodą, mam do dyspozycji lasy i jeziora. Jest pięknie, cicho i czysto. Tutaj spędziłem moje lata dzieciństwa, które do dziś wspominam z nutką nostalgii. Prowadzę rozliczne interesy w Polsce i we Włoszech. Zacząłem sukcesywnie dokupować okoliczne grunty, uzbierałem około 600 hektarów. Uprawiając tę ziemię doszedłem do wniosku, że warto by tam założyć gospodarstwo ekologiczne. Teraz głównie uprawiam orkisz, zastanawiam się również nad warzywami, ponieważ kupiłem drugi dworek do remontu. Tam chciałbym zrobić taki ośrodek oczyszczania organizmu. Dbanie o higienę zdrowia jest bardzo istotne. Chcę wyjść temu naprzeciw. Postanowiłem zdrowo się odżywiać, by dawać dobry przykład ludziom, którzy mają problemy zdrowotne. Sam odstawiłem mięso, kawę, mleko, sól, alkohol. Przypływ energii był niemal natychmiastowy. Teraz mogę z przyjemnością oddawać się moim hobby, to konie i jazda na rowerze. To słowa Czesława Langa, który przez lata na rowerze przejechał ponad pół miliona kilometrów. Będąc sportowcem zawsze czuł się Polakiem. W najbliższej przyszłości chce promować zdrowy sposób życia.- Wielokrotnie reprezentowałem Polskę, nawet mieszkając 15 lat we Włoszech, zawsze zakładałem koszulkę biało-czerwoną i reprezentowałem Polskę – powiedział Czesław Lang. – Byłem, jestem i będę Polakiem – stanowczo podkreśla.

Specyfika gospodarstwa w Barnowie

Pan Czesław ma w swoim gospodarstwie owce rasy pomorskiej. Jest to hodowla genetyczna w ilości 300 sztuk. Użytki zielone wykorzystywane są do wypasu owiec. Twierdzi, że w Polsce ekologia jeszcze kuleje. Chciałby bardzo mocno rozwinąć modę na ekologię w naszym kraju. Chce swoją produkcję skoncentrować na naszych rodzimych produktach, opartych na jabłkach, marchwi, ziemniakach. Pragnie pokazać, że dobre odżywianie może rozwiązać wiele problemów ludzi, że dbanie o odpowiedni dobór produktów żywieniowych pomoże w normalnym funkcjonowaniu. Gospodarstwo ma się rozwijać w kierunku ekologicznym. Założeniem nadrzędnym jest stworzenie ośrodka detoksykacji organizmu, budowania dobrej formy. Gospodarstwo pana Langa jest bardzo zmodernizowane. Zatrudnia 5 osób. Wszystko opiera na dobrej organizacji pracy, zawsze ma jakiś plan awaryjny. Nie boi się nowych wyzwań.

Skąd pomysł na zakup nowych maszyn?


- Inicjatywa wyszła od firmy Rolkom, dystrybutora maszyn rolniczych – podkreśla pan Czesław. Na chwilę obecną w gospodarstwie Barnowo znajdują się trzy maszyny marki Case IH: dwa ciągniki - Puma i JX oraz kombajn 5088. Sprzęt jest bardzo funkcjonalny, pełen nowoczesnych rozwiązań. Maszyny są wykorzystywane do orki, do bronowania, do siewów, do wszystkich prac rolnych. Stosunek ceny do jakości jest relatywnie dobry. Maszyny są ekonomiczne, nie są aż tak drogie w utrzymaniu w porównaniu z maszynami starej generacji. Bardzo duża wydajność i niski poziom spalania paliwa, to dodatkowe atuty przemawiające do rolnika. Jeden człowiek może dużo więcej zrobić, co podnosi wydajność gospodarstwa. - Ciągnikiem Puma jesteśmy w stanie zaorać do 50 hektarów gruntu jednego dnia. To bardzo mocno obniża koszty gospodarstwa. W razie jakichkolwiek usterek serwis Rolkom obsługuje nas w ciągu kilku godzin. Przecież każda minuta jest cenna – podkreśla Czesław Lang. Na szczególną uwagę zasługuje kombajn Axial-Flow® 5088. - W gospodarstwie bardzo ważny element stanowią maszyny wspomagające ciężką ludzką pracę na roli. Operatorzy maszyn pracujący w moim gospodarstwie są bardzo zadowoleni  z użytkowania sprzętu marki Case IH. Na barnowskiej plaży najpiękniejszym bursztynem jest kombajn. Wybrałem ten model ponieważ dzięki niskiemu poziomowi emisji spalin i niskiemu zużyciu paliwa szanuje środowisko naturalne. Kombajn Axial-Flow® 5088 wyróżnia wysoka wydajność i funkcjonalność dzięki wzdłużnemu rotorowi. Rotor zapewnia dynamiczne i precyzyjne młócenie z wykorzystaniem procesu tarcia, dodatkowo nie kruszy ziarna. Komfortowo wyposażona kabina z panoramicznymi szybami, hydrostatyczną klimatyzacją i fotelem na poduszce pneumatycznej, silnik o pojemności 8.3, dzięki nowoczesnej technologii umożliwia uzyskanie dodatkowej mocy Power Boost, co w znacznym stopniu zwiększa jego wydajność. Te zalety w pełni usatysfakcjonują potrzeby nawet najbardziej wymagającego rolnika. Case IH  ma bardzo duży wybór sprzętu. Każdy znajdzie tutaj dla siebie odpowiednią maszynę. Pan Czesław planuje zakup nowych  maszyn, jak tylko ruszy z produkcją warzyw.


Sukces fermy stanowi dobra organizacja pracy, dobry sprzęt, dobrzy pracownicy, którzy cały czas się doszkalają, których się motywuje. Ludzie wierzą, że tak trzeba. I to jest dobry punkt odniesienia. Przed ekologią jest wielka przyszłość. Ludzie zaczynają powoli przekonywać się do ideologii ekologicznej. Zaczynają widzieć, czuć, choćby zmieniając swój sposób odżywiania. Jeśli ktokolwiek będzie chciał komfortowo żyć, będzie się zdrowo odżywiał, i cieszył z każdego dnia – wygra. To tak samo, jak posiadając dobrą maszynę wlewalibyśmy wątpliwej jakości paliwo, maszyna nie pojedzie, tak samo jest z ludzkim organizmem. gdy można maszyny można dotknąć, przetestować. Na maszynach nie można oszczędzać, trzeba wybierać dobre marki, które gwarantują jakość oraz serwis. Dzisiejsza wieś zmienia się na korzyść, pola są pięknie uprawione, zmienia się wygląd obejść, dobre maszyny stoją na podwórzach. Rolnictwo zyskało bardzo wiele po wejściu Polski do Unii Europejskiej. To był wielki zastrzyk finansowy, motywacyjny. W świecie globalizacji to znakomite wyjście.

sobota, 9 marca 2013

Agent Bobcat 003




Panowie Maciej Kuryłek oraz Marek Kaszyński od czerwca 2011 roku zajmują się produkcją brykietu ze słomy i siana. Do pracy przy podnoszeniu bel słomy niezbędny był zakup odpowiedniej maszyny.  Wspólnicy zainwestowali w ładowarkę Bobcat TL 360. Ich wybór był trafny. Maszyna znacznie ułatwia im pracę. Do nich trafił Bobcat  z numerem fabrycznym 003.

Szybki rozwój

Firma Aglomerat Podlaski ma swoją siedzibę w Białymstoku. Mimo, że przedsiębiorstwo istnieje od czerwca bieżącego roku, nie może narzekać na brak pracy. 
- Od pierwszego dnia istnienia firmy mieliśmy wiele do zrobienia. Interes szybko się rozwija. Zajmujemy się produkcją brykietów ze słomy. Do przeniesienia ładunku potrzebowaliśmy maszyny. Jedna bela słomy waży ponad 300 kg. Postanowiliśmy więc zainwestować w Bobcata - opowiada pan Maciej Kuryłek.

Dlaczego brykiety?

- Pomysł produkcji brykietów narodził się sam z siebie. Postanowiliśmy ze wspólnikiem, że zadziałamy w tym kierunku, którego w Polsce brakuje. Co prawda, dopiero rozpoczynamy naszą działalność, ale stawiamy na rozwój. Na tym terenie trzeba się chwytać nadarzających możliwości, a my akurat wybraliśmy dobrą branżę. Staramy się iść do przodu, aby szybko uzyskać wymierne efekty. Nasza linia produkcyjna pochodzi z Danii. Zatrudniamy siedmiu pracowników, którzy pracują na 3 zmianach - dodaje pan Maciej.

Prostota Bobcata ułatwia pracę

Pan Maciej zapytany, w jaki sposób sprawuje się zakupiony Bobcat TL 360 odpowiada:  - Sprzęt jest bardzo zwrotny, ma wysoki poziom skrętu. Funkcje w kabinie są uproszczone; jedna ręka, jeden joystick, jazda to hamulec i gaz. Według mnie, im mniej się myśli o operowaniu maszyną tym lepiej. W ładowarce TL 360 środek ciężkości jest obniżony, dzięki czemu pole widzenia jest na tyle duże, że operator widzi wszystko, co dzieje się z tyłu. Planujemy w przyszłości kupić kolejną maszynę firmy Bobcat. Maszyna pracuje w trybie ciągłym z krótkimi przerwami. Jedyna dłuższa przerwa jest od sobotniego wieczoru do poniedziałku rano  – stwierdza pan Maciej.

Serwis Bobcata

Dużym plusem Bobcata jest łatwy dostęp do obsługi serwisowej, do pompy hydraulicznej, wytryskowej, paliwowej oraz rozrusznika. Silnik umiejscowiony jest wzdłużnie. Wszystko to skraca czas pracy serwisanta lub mechanika. Jest to duża oszczędność i dla klienta i dla serwisu, ponieważ serwisant nie musi dostarczać maszyny zastępczej w razie dłużej naprawy. Jesteśmy zadowoleni z tego zakupu. Maszyna służy nam w sposób idealny. Polecamy ją każdemu, kto chciałby uprościć sobie pracę – podsumowuje pan Maciej Kuryłek.